niedziela, 26 maja 2013

Happy Mother's Day, Wasyl "Charlejowiec" i party hard z pijanym królikiem.

Hejka Misiaki!
Jak pewnie wiecie (albo i nie), że dzisiaj Dzień Matki. Oczywiście to święto powinno się obchodzić cały rok, bo matką jest się codziennie, no ale jak już się tak utarło...
Tak czy inaczej, przejdźmy do spraw właściwych. Wczoraj napisałam, co moja mama dostała w jej święto. Oczywiście, że się cieszyła :D. Tak więc bez spiny, są drugie terminy. Z tej radości mama postanowiła zrobić jutro naleśniki.
Ze względu na brak składników wybrałyśmy się dzisiaj do TESCO. I kogo tam spotkałyśmy? Wasyla. Wasyla "charlejowca". Serio, nie wiedziałam, że moja mama zna takich ludzi! Typowy dla swojego gatunku; blond włosy związane w kucyk do ramion, broda (na oko 3cm), skurzana kurtka, okulary przeciwsłoneczne, buty... Taki typowy typek. Zabawne, że pracował z moją mamą w sklepie. Na napojach. No no, ciekawe czy ten Wasyl ma motor? Pewnie tak. A to oznacza, że jest potencjalnym kandydatem na mojego przyjaciela :D
Jak to jest z przyjaciółmi? Imprezki! Dzisiaj też była. O ile można tak nazwać moją mamę z piwem jabłkowym, mnie z wodą mineralną i mojego królika, bez niczego, tak o. I Teleexpress w tle. Najfajniejszym elementem był oczywiście królik, który nagle wsadził całą głowę do szklanki z piwem i zaczął pić. Oczywiście najpierw wprosił się na kanapę. Nawet się noe upił, wypił tyle co nic, ale i tak uderzyło mu do głowy. Potem siedział na dywanie i zdaje się chciał zrobić słupka, ale się przewrócił. To było śmieszne. Potem postanowił wylizać sobie rewers. I się przewrócił. Wsadzając głowę do szklanki jego futerko na comberku też przesiąkło alkoholem. Potem siedział i pokracznie próbował sobie wylizać pierś. Szkoda, że nie widzieliście miny mojej mamy. Obie byłyśmy ubawione. Najbardziej szkoda, że nie słyszeliście mojego śmiechu.
Kto wie? Może go kiedyś nagram i Wam puszczę? Nie jest tak epicki jak śmiech Mike'a, ale daje radę.
To tyle z ogłoszeń. Do zobaczenia!

sobota, 25 maja 2013

Zakupy z okazji Dnia Matki

Siemka Misiaczki!
Dzisiaj krótko powiem jak wypadły dzisiaj zakupy with my friend. Ogólnie zaczęło się od tego, że miałam wsiąść do autobusu 197. Ale przed nim nadjechał inny a ja nie patrząc od razu do niego wsiadłam. Będąca w 197 koleżanka napisała mi, że źle wsiadłam bo mnie nie widzi. Akurat się zorientowałam. Na najbliższym przystanku wysiadłam i wsiadłam do prawidłowego autobusu. Wraz z rozbawioną Wiki. Dobrze, że szybko się zorientowałam w sytuacji, bo jak by mnie bez biletu złapali... Bo u mnie sytuacja wygląda tak, że kiosk mi zlikwidowali i teraz jak gdzieś jeździmy to Wika kupuje bilety i ja jej potem oddaję kasę lub stawiam bilety w powrocie. Tak więc akcja ciekawa. Od teraz jestem agentem OO6. Nie! Lepiej 666 :D
A teraz sprawa właściwa. Ponieważ z reguły kupowałam mamie lakiery do paznokci i biżuterię, teraz postanowiłam coś zmienić. W tym roku mama dostanie książkę kryminalną, bo takie lubi, i świeczkę zapachową o zapachu wanilli. Sama książka to "4.50 z Paddington" autorstwa Agaty Christie. Planuję w środku napisać coś w stylu "dla najcudowniejszej mamy na świecie". Mam nadzieję, że się Jej spodoba :)
Trzymajcie kciuki Misiaczki! I kochajcie swoje mamy, bo to wyjątkowe kobiety ;)

wtorek, 14 maja 2013

I'm back, Misiaki!... i jakieś bzdury.

Witajcie Misiulki kochane po przerwie!
Tym razem zwiększyła się szansa na regularne (przynajmnej w miarę) posty. A to za sprawą jakże kochanego Sklepu Play dla Androida. Wpadłam na pomysł by sprawdzić, czy jest tu jakaś apka z Bloggera. I jest. Post ten jest pisany właśnie w tej apce. Piszę trochę w nerwach, bo mi się zacina spacja, i robię dłuuugie wyrazy. Tak więc teraz będzie mi łarwiej pisać. No, to tyle ze spraw organizacyjnych.

A teraz bzdury. Pobrałam ostatnio na tablet aplikację do przeróbki zdjęć. Instagram? Też, ale on jest poboczny, nie umywa się on do innej aplikacji. Ale nie podam jej nazwy. No dobra, na "P". Dalej nie powiem. Tak czy siak zaczęłam się tam bawić i chyba będę mogła pokazać Wam kilka tych moich prac.

piątek, 26 kwietnia 2013

Trzeci pożar w życiu.

Hej misiaki!
 Dzisiaj trzeci dzień jak przyjechała moja siostrzenica z mamą (moją siostrą). Oczywiście taki weekendzik rodzinny. Właściwie przez te dni niewiele się działo. Tylko grille. Aż do dwie godziny temu. Macoszki polazły do domu, a my, dwie lasencje (^^) siedziałyśmy na huśtawce ogrodowej. I nagle taka rozmowa:
Wiki: Co to za fruwające świderki?
Ja: To pewnie z drzewa.
Wiki: Jakieś dziwne...
 Odwracamy się i patrzymy, a tam: za rzeczką płomienie, wielkie jak drzewa (które też się paliły), jara się wszystko. Sezon się zaczął, wszystko wyschnięte... No to lecimy.
Ja: Ale się jara!
Wiki: Dzwonimy na straż pożarną?
Ja: Lecimy do mam!
 Wpadamy do domu, a one w stanikach, przebierają się. Wrzeszczymy: PALI SIĘ! POŻAR!
 Kilka minut później wylazły i poszły z nami na pola. Zadzwonił na 998. I polazł do domu po pieniądze do TESCO (aaach, te baby...). A my na pola, wypatrywałyśmy straży.
 J: Nie widzę żadnego ioioio.
W: Ja też nie.
J: Patrz, tam!
W: Jadą!
 No i przyjechali. Musieli się wracać bo minęli zakręt, tak to jest jak się nie słucha GPSa.
 A my stałyśmy jak dwa ciecie na rurach przy rzece i patrzyłyśmy. Strażacy wyprowadzili z ognia dwójkę nastolatków, chłopaka i dziewczynę. Mieli rowery. Odstawili je i zaczęli pomagać przy wężu.
 Nawet jak teraz to piszę, to jeszcze tam gaszą.
 Taka mała adrenalinka, weekend z rodzinką :D
 To był mój trzeci taki pożar. Pierwszy był jak z kolegą łaziłam i zobaczyliśmy, w tym samym miejscu co dzisiaj miejscu, że się pali. I zaraz do jego mamy by dzwoniła. Drugi był jak koleżanka do mnie przyszła, w piątej podstawówki bodajże. Łaziłyśmy po polach i nagle patrzymy: pali się. Wtedy było jeszcze fajniej bo po mojej stronie rzeki, 400 metrów od domu :D
 No, to tyle.
Pa pa, misiaki :D

I nigdy nie palcie papierosów w suchej trawie i nie zostawiajcie szklanych butelek na słońcu!